Korespondencja z Panem Davidem Heaf'em

Witam w kolejnym (drugim) tekście na blogu. Jakiś czas temu korespondowałem z Davidem Heaf'em, o którym zresztą wspominałem w pierwszym wpisie. Pochodzi i mieszka w Walii, jest biochemikiem, który w drugiej połowie życia zajął się hobbystycznie pszczelarstwem. Rozpropagował poza Francją ule Warre oraz cały system gospodarki w stylu Warre. Pisze na temat pszczelarstwa artykuły. Prowadzi stronę internetową, na której podaje skrupulatnie wiele ze swoich spostrzeżeń, eksperymentów i statystyk. Uli Warre nie leczy od 2007 roku a całą pasiekę od 2009.

Pasieka Davida Heaf'a

Dawid prowadzi pasiekę hobbystyczną z sukcesem, w sposób zbliżony do tego, jak sam zamierzałem. Postanowiłem podpytać go o kilka spraw. Dawid okazał się być bardzo uprzejmy i pomocny. Odpowiadał na moje różne pytania i sam zadawał swoje. Nasza korespondencja wydała mi się na tyle interesująca oraz potencjalnie być może przydatna dla innych, że postanowiłem po uzyskaniu stosownej zgody autora, opublikować same: obserwacje, propozycje i porady od Dawida, dotyczące mojej pasieki. Nasze listy elektroniczne okroiłem o wątki nie związane z głównym tematem oraz nadałem im formę jednorodnego wywiadu.

Na początku opisałem Panu Dawidowi krótką historię mojej pasieki łącznie z podaniem statystyk strat, którą można przeczytać tutaj.

Dawid Heaf: Dziękuję za wiadomość i pytania od Ciebie. Moje porady niekoniecznie muszą być właściwe. Mam jednak nadzieję, że będą pomocne. Przykro mi słyszeć o Twoich wysokich stratach na pasiece. Trochę podobnie było u mnie raz zimą 2010-2011 ale nie aż tak. Wtedy śmiertelność była na poziomie 67%. Tutaj można zobaczyć moje straty rok po roku.

Wątpię, czy podejście czysto darwinistyczne zadziała korzystnie i z sukcesem w każdym regionie, w którym dręcz pszczeli (warroza) stanowi problem. Inna sprawa, że trzeba być dość odważnym, aby zaryzykować straty pszczół spowodowane warrozą i wirusami, dla których ona jest wektorem. W mojej okolicy z powodów, których nie rozumiemy, większość pszczelarzy, jeśli nie wszyscy, mogą gospodarzyć bez leczenia. Oto niektóre dane dla porównania strat w pasiekach leczonych i nieleczonych w moim obszarze tzn. w hrabstwie Gwynedd:

Artykuły opublikowane na ten temat są tutaj.

Jednym z czynników, który może mieć znaczenie u Ciebie, to Twój klimat i okolica. Chodzi mi mianowicie o bardziej surowe zimy niż u mnie. Rodzina pszczela na jesieni, osłabiona na skutek presji dręcza i wirusów, prawdopodobne prędzej nie przeżyje bardzo mroźnej zimy niż łagodnej, taką jaką mam tutaj. Niezależnie od tego, czy to może być czynnikiem u Ciebie czy nie, myślę, że dobrze byłoby posiadać ciepłe izolowane ule. To zwiększy szansę osłabionych rodzin na przetrwanie.

Wyobrażam sobie, że zdajesz sobie sprawę z eksperymentu w Gotlandii na morzu Bałtyckim. Na wyspie ze 150 rodzin pszczelich twardy reżim selekcji przetrwało tylko 7.

Tutaj w kolejnym liście elektronicznym wyjaśniłem Panu Heaf'owi, że gospodaruję w ulach Warszawskich Zwykłych. Przesłałem zdjęcia i filmiki z ulami oraz z dumą przedstawiłem krótką historię i budowę tego naszego dobrego polskiego ula. Oto co późnej Pan David dopisał:

DH: Obejrzałem Twoje ule z ogromnym zainteresowaniem. Wyraźnie ten typ ula jest odpowiedni dla Twojego klimatu. Poza izolacją, jego zaletą jest też wysoka ramka bez poziomych przerw w gnieździe. Tak się składa, że właśnie eksperymentuję z dwoma horyzontalnymi typami uli, podobnymi do Twoich. Jeden z nich to ul Fedora Łazutina w jego masywnymi ramkami. Drugi to w zasadzie "Einraumbeute", tylko mój ma podwóje ściany z izolacją w środku. Ten ul jest popularny wśród pszczelarzy naturalnych w Niemczech i Szwajcarii. W zmodyfikowanym ulu Łazutina mam czujniki. Jeśli najedziesz kursorem myszy na wykres u dołu, elementy sterujące nawigacją pojawią się w prawym górnym rogu.

Jaka jest dla Pana akceptowalna śmiertelność na pasiece?

DH: Jak widać, z danych na mojej stronie internetowej pierwsze straty były zerowe. Trzy z tych pierwszych rodzin to były odkłady z uli ramowych, które były leczone ostatni raz w styczniu tego samego roku 2007. Pozostałe trzy były naturalnymi rojami złowionymi w pobliżu. Straty w kolejnych latach były zmienne i czasami dla mnie bardzo wysokie. Średnia śmiertelność zimowa na pasiece wynosi 18%. To jest wyżej niż to, co się generalnie przyjęło uważać tutaj za prawidłowe przed inwazją dręcza, czyli 10%. Chociaż widziałem dokument, który opisuje, że bywały także wysokie straty w czasach przed warrozą. Mój średni wiek życia rodziny wynosi 50 miesięcy, a najstarsza rodzina żyje 90 miesięcy.

Co by Pan zrobił na moim miejscu?

DH: Cóż, kilka lat temu, gdybym pewnej zimy stracił wszystkie swoje pszczoły, najprawdopodobniej pierwsze co bym zrobił, to płakał. Potem przyjrzałbym się wszystkim czynnikom, które mogły przyczynić się do strat:

  1. Odpowiedni ul dla klimatu
  2. Dostępność bogatych pożytków, włącznie ze sprawdzeniem jak to jest w sąsiednich pasiekach
  3. Odpowiednia ilość zapasów na zimę. U mnie to minimum 9 kg miodu. Spodziewam się, ze w Polsce może być dwa razy więcej, szczególnie w ulach cienkościennych. Chociaż jestem entuzjastą pszczelarstwa darwinistycznego, nie polegam na pszczołach, które tylko same zbierają wystarczająco dużo zapasów na zimę. Mieliśmy tutaj serię niedobrych sezonów. Ważę ule we wrześniu i jeżeli jest mniej niż 9 kg miodu to karmię w celu uzupełnienia niedoboru mieszanką miodu i syropu cukrowego.
  4. Odpowiednia rasa pszczół. Badacze z instytutu COLOSS twierdzą, że lokalne odmiany pszczół mają największe możliwości przeżywalności.

Nie mam dzikich pszczół u siebie w okolicy. Taka populacja tutaj w tej chwili prawdopodobnie nie istnieje.

DH: Nie znam zbyt dobrze o sytuacji dzikiej populacji pszczół w Polsce. Znam to badanie. Według którego rzeczywiście wygląda na to, że gęstość populacji dzikich pszczół jest niska. Sądzę, że Apis mellifera mellifera (czarna pszczoła europejska) jest rodzima dla obszaru Polski. Czy możesz takie sobie sprawić? Są hodowcy w Danii a być może także w Polsce.

W kolejnej korespondencji wyjaśniłem Panu Heaf'owi, że właśnie sobie takie sprawiłem.

DH: Kilka lat temu wykonałem morfometrię skrzydłową na wszystkich moich ulach, ale byłem rozczarowany, bo moje pszczoły nie znalazły się w kategorii AMM, pomimo że było trochę czarnych. Moje wyniki są tutaj. Dzika kolonia z dziupli (na dole) była całkiem blisko.

Czy zastosowałby Pan lekkie leczenie na moim miejscu?

DH: Jeżeli nic z tych rzeczy, które wymieniłem wcześniej, nie jest znaczącym czynnikiem, być może trzeba rozważyć leczenie. W takim wypadku będziesz w podobnej sytuacji do tej, w której ja byłem przed 2007 rokiem. Mój mentor wówczas mi powiedział: „Nie zabijaj wszystkich roztoczy, ponieważ pszczoła potrzebuje ich trochę w celu ko-adaptacji do roztocza". W rzeczywistości każda interwencja w walkę pomiędzy roztoczami i pszczołami, będzie zapobiegać ko-adaptacji. W każdym razie zadowalaliśmy się lekkimi zabiegami na całej pasiece. Moją metodą było dawanie we wrześniu, po zbiorach miodu, dwóch dawek tymolu w odstępie dwutygodniowym. Dawałem każdej rodzinie 4 g tymolu rozpuszczonego w 16 g ciepłego roślinnego oleju. Dwa kuchenne ręczniki papierowe, które wchłonęły taki roztwór, umieszczałem na górnych listewkach ramek w ulach ramowych, które wtedy miałem. Następnie po 1 stycznia dawałem 3,5% roztwór kwasu szczawiowego w 1% roztworze syropu cukrowego. Kiedy temperatura była powyżej 5 stopni Celsjusza, zakrapiałem po 7 ml w każdą uliczkę międzyramkową. Zawsze było dla mnie tajemnicą jak one zdołały to przeżywać. Tak na marginesie, to tutaj u mnie, nawet lokalny weterynarz od pszczół, leczy środkami nieortodoksyjnymi.

Co Pan myśli o horyzontalnym transferze patogenów i pasożytów na pasiece?

DH: Kiedy Tom Seeley po raz pierwszy opisał swoje badania w Arnot Forest nad zdziczałą populacją pszczół, które przeżyły inwazję warrozy, rozpiętość pomiędzy rodzinami wynosiła średnio 1 km. Jego nowsze prace sugerują: małe rodziny, częste rojenie się i rzadki odstęp między rodzinami, są czynnikami sukcesu w przeżywalności dzikich rodzin.

Badania prowadzone w Niemczech pokazały, że poprzez dryf pszczół, padające rodziny z powodu zainfekowania warrozą, mogą być problemem dla sąsiadujących rodzin do 1,5 km. Faktycznie więc, jeżeli jakaś rodzina zmierza do zagłady, może spowodować także upadek sąsiednich rodzin.  W końcu termin „bomba roztoczowa” został uknuty w USA na określenie nieleczonych pasiek, które mają być zagrożeniem dla właściwego pszczelarstwa.

Ja osobiście nie znam stanu porażenia moich pszczół. Przestałem zliczać naturalny osyp dręcza 7 albo 8 lat temu. Badacze z uniwersytetu analizowali kilka moich rodzin pod kątem wirusa DWV. Oczywiście występował on we wszystkich rodzinach a jego poziom był określony jako: średni lub wysoki. Był to jednak wirus typu B, który jak twierdzą naukowcy jest względnie łagodny. Od czasu do czasu widzę krążące przed wylotkami pszczoły dotknięte porażeniem DWV.

Niezależnie od tego czy zdecydujesz się leczyć czy nie, możesz czasami monitorować status porażenia. Najmniej inwazyjny sposób polega na liczeniu naturalnego osypu, który spada przez osiatkowaną dennicę na lepką posmarowaną deskę. Inną metodą, która pozwala pszczołom przeżyć i wrócić do ula, jest policzenie forezyjnych roztoczy przy pomocy rolowania w cukrze pudrze.

Czy w mojej sytuacji dobrze byłoby monitorować porażenie chorobami i likwidować najmocniej porażone ule. Albo wywozić je do czegoś w rodzaju szpitala, gdzie byłyby leczone i miałyby wymienioną matkę, wyhodowaną od mniej porażonej rodziny?

DHeaf: Jeżeli chcesz mieć takie pasieczysko-kwarantannę to musi być ono oddalone o 1,5 km od głównej pasieki. Ale ogólnie zgadzam się. Połączenie monitorowania stanu porażenia z likwidowaniem lub wywożeniem uli poza obszar dryftu pszczół, prawdopodobnie ułatwiłoby to co można by uzyskać za pomocą samej selekcji naturalnej. Likwidowanie rodzin to jest to, co poleca w artykule prof. Thomas Selley w swoim Pszczelarstwie Darwinistycznym.

Podsumowując. Nigdy nie sugeruję ludziom aby przestali leczyć. Po prostu mówię, co robię i co dotąd zrobiłem. Każda osoba powinna samodzielnie ocenić ryzyko i ewentualne korzyści. Prawdziwe zaangażowanie w ideę doboru naturalnego wymaga odejścia od rutyny. Wygląda na to, że rzeczywiście mocno się poświęciłeś. Wydaje mi się, że uzasadniona jest pewna zmiana polityki.

Komentarze