Felieton: Wielebniejsi od Wielebnych
Tytuł felietonu odnosi się do sarkastycznego epitetu „Wielebni z Arizony”. Określenia tego użyto wobec grupy propagatorów pszczelarstwa z USA, którego szczególnymi cechami są nieleczenie pasiek środkami parazytobójczymi i biobójczymi. W wąskim rozumieniu takie pszczelarstwo nazwa się w języku angielskim treatment free (a w dyskusjach internetowych używa się skrótu TF). Część jego zwolenników, zwłaszcza hobbystów, łączy go z tzw. pszczelarstwem „naturalnym”, ale nie jest to wcale konieczne ani najbardziej powszechne. Niewątpliwie jednak „Wielebni” mają sukcesy w praktykowaniu pszczelarstwa bez leczenia.
Pszczelarstwo „naturalne” w skrócie PN (z którym to określeniem, przyznam się, nie sympatyzuję), polega w uproszczeniu na tym, że pszczelarz stara się tak prowadzić gospodarkę pasieczną, aby pszczoły żyły w ulach na zasadach chociaż częściowo zbliżonych do występujących w dzikich siedliskach. Pszczoły nie powinny służyć tylko maksymalizacji produkcji miodu, czy innych produktów pszczelich oraz matek, odkładów. Dzieje się to bowiem kosztem utraty pewnej części ich zdrowia, co z kolei wzmaga potrzebę dalszych ingerencji i zwiększania liczby zabiegów leczniczych. Część pszczelarzy „naturalnych” dopuszcza jednak używanie specjalnych leków parazytobójczych i biobójczych w celu ratowania zasiedlonych uli od upadku. Leki te nazywane są organicznymi, pochodzenia „naturalnego”, lub „ekologicznymi”. Nie skupiam się teraz na tym czy wszystkie te określenia są zasadne czy nie.
Wielebny ;)
Gospodarka „naturalna” nigdy nie powinna iść w poprzek dobrostanu pszczół, a jej techniki manipulowania pszczołami powinny być używane tylko do tego stopnia, aby ten dobrostan się nie zmniejszał. Problem powstaje przy próbie ustalenia, gdzie dokładnie kończy się ta część pszczelarska, czyli gospodarska, a zaczyna to, co nazywamy dobrostanem pszczół. Czy pszczoły osadzone celowo w ulach mamy traktować jak całkowicie dzikie stworzenia, czy jednak jak zadomowione lub gospodarskie zwierzęta? Czy jesteśmy odpowiedzialni, za życie pszczół przetrzymywanych w naszych ulach?
Sprawy te w pszczelarstwie TF i PN są subiektywne, kontrowersyjne i zindywidualizowane. Spory dotyczą często zasad dopuszczających granicę manipulowania i ingerowania w pszczoły. Do ich szczególnych przypadków należy ocena motywacji podejmującego działanie pszczelarza. Co innego, jeśli ktoś coś robi, bo „chce”, a co innego, jeżeli „może” lub „musi”. Są to sprawy bardzo niuansowe, bo dotykające osobistych spraw pszczelarza i kwestii zasad ideologicznych. Dwie skrajnie przeciwne postawy dotyczą kwestii agonii zasiedlonych uli. Jedna strona twierdzi, że w imię idei należy pozwalać i biernie się przyglądać, jak upadają zgromadzone na pasiece pszczoły, nawet w 100%. Jest to pewien rodzaj kultu selekcji „naturalnej”. Po przeciwnej, skrajnej stronie tej osi poglądów, uważa się za całkowicie nierozsądne i nieetyczne bierne przyglądanie się upadkowi uli, gdyż pszczelarz jest opiekunem swoich pszczół, które osadził tam celowo. Według tych poglądów jest jakoś odpowiedzialny za podtrzymywanie życia pszczół w ulu. Pomiędzy tymi skrajnościami możemy sobie wyobrazić całe spektrum różnych poglądów. Kwestie te są więc idealną pożywką dla sporów w ramach ideologii PN lub TF.
Zazwyczaj (ale też niekoniecznie) inne zasady postępowania dopuszcza się dla już stabilnej pasieki z pszczołami, na których możemy bez trudu z sukcesem gospodarować wedle zasad PN lub TF. A inne są zasady na etapie dochodzenia do PN czy TF z pszczołami, które nie mają takich zdolności, by temu podołać. W tym drugim przypadku można sobie pozwolić na odstępstwa, zasady są bardziej miękkie, mniej radykalne. Choć przecież i tak nie ma pewności, że w ogóle kiedyś uda się dojść do tej radykalnej wersji, to jednak walka i nadzieja trwa. Czerpiąc informacje od Wielebnych nie należy jednak zapominać, że gdzieś na drugiej półkuli świata, w globalnym przepływie informacji, są ludzie, którzy mogą mieć inne warunki w dochodzeniu do PN i TF. Można wybaczyć znanym propagatorom, że nie zawsze o tym informują. W końcu przecież trudno aby byli idealni. Przedstawiają warunki, jakie znają, prawdopodobnie licząc na rozsądek (lub może jego brak) naśladowców.
Jednym z takich kontrowersyjnych zagadnień jest kwestia podkarmiania pszczół. Można, czy nie można? A jak można, to kiedy i czym? Często dyskusje są gorące. Wedle najbardziej radykalnej strategii nie podkarmiamy w ogóle. Wówczas, jeżeli pszczoły sobie nie mogą nazbierać wystarczająco dużo, to najwyżej muszą głodować, albo nawet przenieść się do „krainy wiecznych pożytków”. Bez względu na to, czy ucierpi na tym interes i emocje pszczelarza. Jeżeli jednak podkarmianie dopuszczamy, to wtedy pojawiają się zagadnienia: kiedy, czym i jak? Pszczoły zbierają wodę, nektar, spadź i pyłek. Z tego produkują dla siebie pokarm pochodzenia zwierzęcego: mleczko, pierzgę i miód. Człowiek podkarmia je też substytutami. Dlaczego? Pierwotna przyczyna jest taka, że są tańsze niż produkty pszczele. Taki jest tego powód zazwyczaj, choć też niekoniecznie. Można by karmić tylko produktami pszczelimi, często kupionymi w sklepie, najczęściej zresztą zabranym pszczołom leczonym akarcycydami, a to przecież pszczelarze PN i TF krytykują. Tu akurat są jednomyślnie zgodni. Czy w zamian możemy karmić jednak substytutami czyli paszami? Sprawy te wzbudzają kontrowersje. Wydaje się, że w tym chaosie możliwości i różnych opinii moglibyśmy błądzić jak dzieci we mgle. Całe szczęście niektórzy z Wielebnych zostawili nam rady, kiedy i jak możemy karmić.
Oto wskazówki od Salomona Parkera. W zasadzie radykalnego pszczelarza TF, który jeździ z wykładami tytułując je: „Pozwólmy im umierać”, mając na myśli pszczoły. Nie mam jednak pewności, czy jest pszczelarzem „naturalnym”, skoro stosuje węzę jako standardową praktykę. W dodatku niekoniecznie ze swojego wosku. Uważa, że strach wśród wielu „naturalnych” przed węzą od pszczół leczonych jest przesadzony. Zresztą też nie przepada za określeniem PN. Salomon Parker jest uczniem najwielebniejszej z Wielebnych, najstarszej stażem, czyli Dee Lusby.
Gospodarka „naturalna” nigdy nie powinna iść w poprzek dobrostanu pszczół, a jej techniki manipulowania pszczołami powinny być używane tylko do tego stopnia, aby ten dobrostan się nie zmniejszał. Problem powstaje przy próbie ustalenia, gdzie dokładnie kończy się ta część pszczelarska, czyli gospodarska, a zaczyna to, co nazywamy dobrostanem pszczół. Czy pszczoły osadzone celowo w ulach mamy traktować jak całkowicie dzikie stworzenia, czy jednak jak zadomowione lub gospodarskie zwierzęta? Czy jesteśmy odpowiedzialni, za życie pszczół przetrzymywanych w naszych ulach?
Sprawy te w pszczelarstwie TF i PN są subiektywne, kontrowersyjne i zindywidualizowane. Spory dotyczą często zasad dopuszczających granicę manipulowania i ingerowania w pszczoły. Do ich szczególnych przypadków należy ocena motywacji podejmującego działanie pszczelarza. Co innego, jeśli ktoś coś robi, bo „chce”, a co innego, jeżeli „może” lub „musi”. Są to sprawy bardzo niuansowe, bo dotykające osobistych spraw pszczelarza i kwestii zasad ideologicznych. Dwie skrajnie przeciwne postawy dotyczą kwestii agonii zasiedlonych uli. Jedna strona twierdzi, że w imię idei należy pozwalać i biernie się przyglądać, jak upadają zgromadzone na pasiece pszczoły, nawet w 100%. Jest to pewien rodzaj kultu selekcji „naturalnej”. Po przeciwnej, skrajnej stronie tej osi poglądów, uważa się za całkowicie nierozsądne i nieetyczne bierne przyglądanie się upadkowi uli, gdyż pszczelarz jest opiekunem swoich pszczół, które osadził tam celowo. Według tych poglądów jest jakoś odpowiedzialny za podtrzymywanie życia pszczół w ulu. Pomiędzy tymi skrajnościami możemy sobie wyobrazić całe spektrum różnych poglądów. Kwestie te są więc idealną pożywką dla sporów w ramach ideologii PN lub TF.
Zazwyczaj (ale też niekoniecznie) inne zasady postępowania dopuszcza się dla już stabilnej pasieki z pszczołami, na których możemy bez trudu z sukcesem gospodarować wedle zasad PN lub TF. A inne są zasady na etapie dochodzenia do PN czy TF z pszczołami, które nie mają takich zdolności, by temu podołać. W tym drugim przypadku można sobie pozwolić na odstępstwa, zasady są bardziej miękkie, mniej radykalne. Choć przecież i tak nie ma pewności, że w ogóle kiedyś uda się dojść do tej radykalnej wersji, to jednak walka i nadzieja trwa. Czerpiąc informacje od Wielebnych nie należy jednak zapominać, że gdzieś na drugiej półkuli świata, w globalnym przepływie informacji, są ludzie, którzy mogą mieć inne warunki w dochodzeniu do PN i TF. Można wybaczyć znanym propagatorom, że nie zawsze o tym informują. W końcu przecież trudno aby byli idealni. Przedstawiają warunki, jakie znają, prawdopodobnie licząc na rozsądek (lub może jego brak) naśladowców.
Jednym z takich kontrowersyjnych zagadnień jest kwestia podkarmiania pszczół. Można, czy nie można? A jak można, to kiedy i czym? Często dyskusje są gorące. Wedle najbardziej radykalnej strategii nie podkarmiamy w ogóle. Wówczas, jeżeli pszczoły sobie nie mogą nazbierać wystarczająco dużo, to najwyżej muszą głodować, albo nawet przenieść się do „krainy wiecznych pożytków”. Bez względu na to, czy ucierpi na tym interes i emocje pszczelarza. Jeżeli jednak podkarmianie dopuszczamy, to wtedy pojawiają się zagadnienia: kiedy, czym i jak? Pszczoły zbierają wodę, nektar, spadź i pyłek. Z tego produkują dla siebie pokarm pochodzenia zwierzęcego: mleczko, pierzgę i miód. Człowiek podkarmia je też substytutami. Dlaczego? Pierwotna przyczyna jest taka, że są tańsze niż produkty pszczele. Taki jest tego powód zazwyczaj, choć też niekoniecznie. Można by karmić tylko produktami pszczelimi, często kupionymi w sklepie, najczęściej zresztą zabranym pszczołom leczonym akarcycydami, a to przecież pszczelarze PN i TF krytykują. Tu akurat są jednomyślnie zgodni. Czy w zamian możemy karmić jednak substytutami czyli paszami? Sprawy te wzbudzają kontrowersje. Wydaje się, że w tym chaosie możliwości i różnych opinii moglibyśmy błądzić jak dzieci we mgle. Całe szczęście niektórzy z Wielebnych zostawili nam rady, kiedy i jak możemy karmić.
Oto wskazówki od Salomona Parkera. W zasadzie radykalnego pszczelarza TF, który jeździ z wykładami tytułując je: „Pozwólmy im umierać”, mając na myśli pszczoły. Nie mam jednak pewności, czy jest pszczelarzem „naturalnym”, skoro stosuje węzę jako standardową praktykę. W dodatku niekoniecznie ze swojego wosku. Uważa, że strach wśród wielu „naturalnych” przed węzą od pszczół leczonych jest przesadzony. Zresztą też nie przepada za określeniem PN. Salomon Parker jest uczniem najwielebniejszej z Wielebnych, najstarszej stażem, czyli Dee Lusby.
Oto kolejne wskazówki od Michaela Busha, który jest wzorem dla wielu „naturalnych”, ponieważ napisał poczytny w środowisku PN podręcznik „Pszczelarstwo Naturalne” oraz jeździ regularnie z wykładami, organizuje warsztaty w swoim gospodarstwie, gdzie zjeżdżają się grupy nowych naśladowców.
Dlaczego podaję te przykłady? Ano dlatego, że sami często we własnym gronie powołujemy się na ich zasady i ich praktykę. Stawiamy ich jako wzór i autorytet godny naśladowania. Mam wrażenie jednak, że czasami będąc zbyt radykalni, wpadamy we własne sidła. Podając ich za przykład sami nie robimy jeszcze tego, co byśmy chcieli. Sami nie hodujemy jeszcze pszczół tak, jak nam się marzy. Jednocześnie zdarza się, że niemerytorycznie, emocjonalnie i krytycznie oceniamy działanie innych, nie starając się poznać ich subiektywnie dobrych powodów do podjęcia pewnych działań. Bywa, że niemerytoryczne argumenty, jakie rzucamy, nie pochodzą z dziedziny np. pszczelnictwa czy biologii pszczół, ale odpływają w takie rejony jak: antromorfizacja pszczół, produkcja wyskoprocentowego alkoholu metodą domową itd. Przy tym w krytyce odstępstw od radykalnych ideologicznych zasad PN i TF łamiemy zasadę niesprzeczności logicznej.
Karmimy i rozmawiamy o substytutach nektaru z buraków i zbóż, a nie chcemy widzieć rozmowy o substytutach pyłku. Prowadzimy rozmowy o specjalnej węzie do zmniejszania pszczół, o plastikowej węzie, o substytucie plastra pszczelego czyli plastikowym plastrze, o rodzinach dwumatecznych, o intensywnym przewożeniu pasieki np. na pożytek, o kratach odgrodowych, o przegonkach, o intensywnym manipulowaniu dzieleniem i namnażaniem rodzin, o tworzeniu mikro-ulików z mikro-odkładów weselnych, o hodowli matek, o zabiegach maksymalizujących produkcję miodu z miodni, o zabieraniu pszczołom miodu aby w zamian podać substytut, o zabieraniu pszczołom pyłku przez wymyślne technologiczne nowoczesne pułapki, o wymianie matek, o usuwaniu trutowych matek, o wysyłaniu matek w ciasnych klateczkach, o trzymaniu pszczół w ulu domowym w zimę w ciepłym mieszkaniu w gnieździe o szerokości jednej ramki itd.
Co do sprawy samych Wielebnych. Salomon Parker stosuje węzę, dopuszcza, jeśli trzeba, kratę odgrodową i substytuty nektaru czy pyłku. Wszyscy stosują walk-away split, a masowo i intensywnie robiła to Dee Lusby łącznie z poddawaniem matek „zimą” (a raczej wtedy, kiedy w Arizonie występuje coś na kształt „zimy” pszczelarskiej), manipulując przy okazji selekcją pszczół.1 Michael Bush karmi substytutem nektaru i pyłkiem, a czasami, jak musi, też substytutem pyłku.2 Robi to w celu wzmocnienia rozwoju słabych rodzin na wiosnę i wymuszenia produkcji dobrych mateczników w hodowli matek, które sprzedaje. Nikt z nich nie stosuje dzikiej zabudowy, jak w systemie PN, jakim są Warre, kószki, ule słoneczne, barcie i kłody. Stosują ule ramowe. Choć co prawda trzeba przyznać, że i tak muszą, bo prawo federalne USA to nakazuje. Nie pozwalają na rojenie się pszczół. Wyznawcy najwielebniejszej z Wielebnych ze strony Resistant Bees dopuszczają do użycia i sprzedają plastikowe plastry i węzę w celu wymuszania zmniejszania pszczół. Nie polecają naturalnych plastrów na początek. Nikt z Wielebnych nie jest więc nawet blisko radykalnego pszczelarstwa „naturalnego”.
Panie i Panowie, proszę nie starajmy się więc być wielebniejsi od samych Wielebnych. Przynajmniej w wąskim gronie tych, którzy wciąż próbują, lecz nie odnieśli jeszcze sukcesu w ich naśladowaniu.
Postscriptum:
Przykład elementu programu hodowlanego na pasiece Dee Lusby:
Wypowiedzi Michaela Busha na temat karmienia substytutem pyłku z różnych for internetowych i jego autorskiej strony:
Bartek Maleta napisał do tego felietonu polemikę.
Polecane
Zapisz się na nasz NewsletterPolecane
Zapraszam do wsparcia finansowego
Dzięki temu mogę poświęcać więcej czasu na prowadzenie z pasji tej inicjatywy non-profit, która mam nadzieję służy bez reklam także Wam.
Komentarze